Rozdział siódmy

Muzyka: Klik!
29 lutego 2012 roku

            Punktualnie o szóstej zadzwonił mój budzik. Prędko go wyłączyłam, by nie zbudzić Conora drzemiącego u mojego boku. Delikatnie wyswobodziłam się z jego objęcia. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Gdy krzątałam się po pokoju Conor przebudził się.
            - Gdzie idziesz? – spytał zaspanym głosem.
            - Na uczelnię – odparłam, przyglądając się mu. Leżał beztrosko rozwalony na moim łóżku. Kołdra zakrywała go jedynie od pasa w dół. Mimo chłodu w domu on i tak spał jedynie w spodniach od pidżamy. Bez koszulki.
            Uśmiechał się. Pod nosem zaczął nucić Just the way you are Wyciągnął rękę w moją stronę. Podeszłam do niego, złapałam ją, a on pociągnął mnie do siebie, w skutek czego leżałam obok niego na łóżku.
            - Dalej masz łaskotki? – spytał z szaleństwem w oczach. Mina mi zrzedła. Conor zaczął mnie łaskotać po brzuchu. Nie umiałam opanować śmiechu. Usiłowałam się bronić, ale Conor był raz, że silniejszy, dwa, że sprytniejszy i trzy, że szybszy. Doskonale znał wszystkie moje odruchy obronne i robił uniki. Byłam na straconej pozycji. Poddałam się, co Conor wynagrodził mi soczystym pocałunkiem.
            - Muszę już lecieć, bo zaraz się spóźnię – mruknęłam, usiłując wyrwać się z objęcia Conora.
            - Zjadłaś śniadanie? – spytał, nie pozwalając mi odsunąć się od niego.
            -Nie miałam kiedy – odpowiedziałam, muskając jego policzek.
            - Bez śniadania cię nie wypuszczę – powiedział poważnie.
            Wybuchłam śmiechem.
            Conor wstał i zmierzał ku wyjściu. Poszłam w jego ślady.
            - Idź spać, zjem coś na mieście – odparłam, chwytając go za ramię.
            - Nie zdążysz, zapomnisz… - powiedział, patrząc mi w oczy.
            Znał mnie doskonale.
            Na chwilę utonęłam w oceanie jego niebieskich oczu, ale udało mi się szybko wydostać na powierzchnię.
            - Za chwilę to ja się spóźnię! Pa – rzuciłam, przelotnie muskając jego usta. Wyminęłam go w drzwiach i pognałam na dół, gdzie ubrałam szybko buty, kurtkę i szalik. Gdy wyszłam z domu zaczęłam w torbie szukać słuchawek i komórki. Niech to szlag, pomyślałam. To była pierwsza oznaka tego, że ten dzień będzie pechowy.
*
            Gdy tylko zaczęły się zajęcia napadło mnie przeczucie, że dzisiaj stanie się coś złego. Najgorsze było to, że moja intuicja podpowiadała mi, że coś złego stanie się Conorowi. Ufałam swojej kobiecej intuicji, bo – jak dotąd – nigdy się na niej nie zawiodłam.
            Nie słuchałam wykładów. Myślami byłam daleko od budynku uniwersytetu. Zastanawiałam się co robi Conor i czy nic mu się nie stało. Martwiłam się. Cholernie.
            Byłam rozdarta: z jednej strony chciałam jak najszybciej wyjść z sali i upewnić się, że Conorowi nic nie jest; a z drugiej strony wolałam siedzieć na uczelni, bo jeśli moja intuicja się myliła – co także brałam pod uwagę – to Conor byłby zły, że się zerwałam z zajęć dla jednego, głupiego przeczucia. Nie lubił, gdy chodziłam na wagary.
           
            Po zajęciach wybiegłam z budynku uczelni. Do domu dotarłam w rekordowym czasie.
            Drzwi były zamknięte. Zaczęłam szukać w torbie kluczy. Oczywiście jak na złość nie umiałam iść znaleźć, a po chwili okazało się, że miałam je w kurtce. Ręce mi się trzęsły i ledwo trafiłam kluczem do zamka. Otworzyłam drzwi.
            - Conor?
            Cisza.
            - Conor, wróciłam! – krzyknęłam głośniej.
            Cisza.
            Przeszukałam cały dom, a po nim ani śladu. Poszłam do niego do domu, ale tu też go nie było.
            Piwnica powiedział cicho głos wewnątrz mnie. Puściłam się biegiem w stronę Piwnicy. Nie pamiętałam kiedy ostatnio tyle biegałam. Chyba jak byłam mała i goniłam się po parku z Conorem.
           
            Przed Piwnicą, tuż koło murku zastałam Conora i Stanley’a. Conor leżał na ziemi, a Stanley kopał go, mówiąc coś.
            - Przestań! – krzyknęłam heroicznie. Byłam już wycieńczona, ale zmusiłam swój organizm do przebiegnięcia ostatnich metrów. Odciągnęłam Staley’a od Conora.
            Chociaż na chwilę jego katusze ustaną, odetchnęłam z ulgą. Cierpiał w końcu przeze mnie i przez moją głupotę.
            - Przyszłaś uratować swojego księcia z bajki, tak? – spytał ironicznie. Mocno zacisnął palce na moich nadgarstkach, śmiejąc mi się w twarz.
            Spojrzałam w jego przebrzydłe, zaćpane oczy. Widziałam w nich furię, dziką agresję i nienawiść. Wiedziałam, że był zdolny do wszystkiego: do popełnienia morderstwa, gwałtu… Był po prostu nieobliczalny. Po raz pierwszy bałam się go. Dotychczas miałam go za przyjaciela. Sam przyznał się przed Conorem, że to on poskładał mnie od nowa po odejściu Conora.
            Wyjrzałam zza ramienia Stanley’a na Conora. Jego wzrok był jakiś nieobecny, ale patrzył się na mnie. Przyjrzałam mu się: miał podbite oko, rozcięty łuk brwiowy i wargę, z której sączyła się krew. Wolałam nie wiedzieć ilu urazów wewnętrznych doznał w skutek kopnięć Stanley’a, którego teraz miałam ochotę zabić.
            Przeniosłam wzrok z Conora na Stanley’a.
            - Miałam cię za przyjaciela, a ty takie coś zrobiłeś… - zaczęłam, a w oczach stanęły mi łzy. – Nie spodziewałam się czegoś takiego po tobie! – krzyknęłam, usiłując wyrwać ręce z żelaznego uścisku dłoni Stanley’a, ale teraz, gdy był pijany miał znacznie więcej siły, a jego palce jeszcze mocniej zacisnęły się na moich nadgarstkach. – Jesteś nikim, rozumiesz?!
            - Ale my tylko odbyliśmy męską rozmowę – odparł niewinnie Stanley, spoglądając na Conora. – Prawda? – spytał.
            Spojrzałam na Conora.
            - Męską rozmowę?! – zakpiłam. – W takim razie oboje powinniście leżeć, a nie tylko Conor – warknęłam. – Spójrz na mnie jak do ciebie mówię! – krzyknęłam.
            Stanley spojrzał na mnie.
Zerknęłam na Conora, który zaczął się cicho podnosić.
            - Mam nadzieję, że widzę cię ostatni raz, śmieciu.
            Stanley’a najwidoczniej moje ostatnie słowo uraziło, bo na jego twarzy pojawiło się zdziwienie: brwi powędrowały w górę, oczy gwałtownie się powiększyły, a na czole pojawiły się poziome bruzdy.
            - Śmieciu? – spytał.
            Poczułam jak jego oddech owiewa mi twarz. Cuchnęło od niego wódką gorzej niż z gorzelni.
            Odwróciłam nieco wzrok.
            Chwycił moje nadgarstki jedną ręką, a drugą zmusił mnie bym spojrzała mu w oczy.
            - Przyjdziesz jeszcze nie raz do mnie, dziwko – zagroził.
            - Chciałbyś – prychnęłam. Spojrzałam na Conora. Stał dokładnie za Stanley’em.
            Stanley przybliżył się do mnie. Jego cuchnący oddech ponownie owiał moją twarz. W jego oczach błysnęła...ciekawość.
            Poczułam jego usta wyciskające brutalny pocałunek na moich.
            Rozsądek wziął górę i kopnęłam go w krocze.
            Momentalnie odsunął się ode mnie, uwolnił moje spętane nadgarstki i padł na kolana, klnąc i wyzywając mnie pod nosem.
            Conor podszedł do niego i zaczął do okładać pięściami. Wpadł jakby w trans i nie umiał przestać.
            - Conor, wystarczy! – krzyknęłam, szarpiąc go za ramię, usiłując odciągnąć go od Stanley’a. – Conor!
            Spojrzał na mnie.
            W oczach miał furię, dziką satysfakcję z tego, że sprawia komuś fizyczny ból.
            - Wystarczy – powiedziałam cicho.
            Conor podniósł się.
            - Chodź – odparł. Chciał objąć mnie w talii, ale odsunęłam się od niego.
            Zmarszczył czoło. Nie wiedział o co mi chodzi.
            Zaczęłam odchodzić. Conor szybko mnie dogonił, zostawiając za sobą zwijającego się z bólu Stanley’a.
            Całą drogę do domu przebyliśmy w ciszy.

1 marca 2012 roku
           
            W drodze na uczelnię dużo myślałam nad wczorajszym zajściem. Nie odzywałam się do Conora, choć chciałam dowiedzieć się jak doszło do tego, że wylądował pod Piwnicą i został pobity przez Stanley’a. Coś blokowało mnie od środka. Conor też nie palił się do wyjaśnień. Wczoraj odprowadził mnie do domu, pożegnał się i poszedł do siebie. Ale wiedziałam, że przyjdzie i mi to wszystko wytłumaczy.
            Dzisiaj na zajęciach starałam się uważnie słuchać wykładowców, ale przychodziło mi to z niemałym trudem. Maksymalnie skupiałam się na temacie lekcji, spychając Conora i wczorajszą akcję na jak najdalszy plan.
*
            - Conor, wytłumacz mi to wszystko, bo ja już nie wytrzymam – powiedziałam, gdy tylko przyszłam do niego. Poddałam się walkowerem. Nie zapowiadało się na to, by on coś mi powiedział. Był jakby obrażony na cały świat.
            Spojrzał na mnie.
            - Co mam ci wytłumaczyć? – spytał, delikatnie się uśmiechając. Wyciągnął rękę w moją stronę. Podeszłam do niego, chwyciłam jego rękę i usiadłam obok niego na łóżku. Przyjrzałam się jego ranom. Nie wyglądały najlepiej, ale zaczynały się goić.
            - To co wczoraj się stało – odparłam. – Jakim cudem znalazłeś się koło Piwnicy?
            Conor westchnął. Jego wzrok był utkwiony w naszych złączonych dłoniach.
            - Ten cały Stanley – wycedził jego imię – zadzwonił do mnie i powiedział, że chciałby pogadać. Zdziwiło mnie to, że po pierwsze ma mój numer, a po drugie chce ze mną gadać. Jednak zgodziłem się. Powiedział, że mam przyjść tam, gdzie zastałem ciebie z nim. Więc poszedłem tam. Jakimś kompletnym cudem odnalazłem to miejsce. Przyszedłem tam i na powitanie przywalił mi z pięści w twarz. Gadał coś, że zniszczyłem mu jakiś plan jaki miał wobec ciebie i teraz mu za to zapłacę. Był też wkurzony o to, że przestałaś do nich przychodzić. Oczywiście powiedział, że to wszystko moja wina. – Mówiąc to wszystko ani razu na mnie spojrzał.
______________
Come back! 
Nie chciało mi się go czytać, więc za wszelkie błędy przepraszam. :3 
Do napisania. xx

4 komentarze:

  1. nawet nie wiesz ile na ten rozdział czekałam ! PISZ DALEJ !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!
    Czekam na kolejny ;)
    Dodawaj szybko! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wyobrażasz sobie jak nie mogłam się doczekać tego rozdziału. :)
    Twoje opowiadanie jest świetne,genialne,cudowne. Bardzo fajnie piszesz. ;) Nie mogę się doczekać kolejnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jeej Kochanie, cudo! :D ♥ czekałam aż dodasz i dodałaś! Miałam przeczytać go wcześniej, ale zawsze coś mi wypadało. a ja nie lubię, czytać i robić coś jeszcze, wolę się wczuć :), czekam na kolejną notkę! ♥

    sorki, że spamie, ale u mnie jest nowy rozdział, jeśli będziesz miała czas, zajrzyj :) http://our-criminal-love-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za KAŻDY komentarz!
Jeśli komentujesz jako Anonim, to podpisz się chociaż imieniem czy inicjałami, bo czasami chcę wiedzieć do kogo mam się odnieść w poście. :)