Rozdział ósmy

Muzyka: Klik!


Pierwszy marca 2012 roku

            - Chodź, pokażę ci coś! – powiedział Conor, gdy wparował rozradowany do mojego pokoju. Zabrał mojego laptopa z biurka i przysiadł obok mnie na łóżku.
            Obserwowałam to co robi.
            Wszedł na Youtube, wpisał swoje imię i nazwisko oraz „Can’t say no”. Po chwili pojawiły się wyniki wyszukiwania. Wszedł w drugi filmik od góry. Po chwili teledysk się pojawił, Conor włączył go na pełen ekran i odpalił.
            Z rozdziawioną buzią przyglądałam się videoklipowi. Tego jeszcze nie było, żebym oglądała mojego Conora we własnym teledysku, do jego własnej piosenki.
            Conor delikatnie ruszał się w rytm piosenki i tańczył swój taniec szczęścia. Dziecko neo, normalnie… Czasami się o niego boję.
            - Wow – skomentowałam, gdy teledysk się skończył.
            Conor patrzył się na mnie, szczerząc się.
            - Gratuluję, jestem z ciebie naprawdę dumna – powiedziałam i przytuliłam go.
            Byłam cholernie dumna z tego mojego dużego dzieciaka.

Czwarty marca 2012 roku

            - Idziemy się przejść? – zapytał Conor, gdy siedzieliśmy u niego w pokoju i bezsensownie gapiliśmy się w sufit.
            - Czemu by nie – wzruszyłam ramionami.
            Conor się podniósł, a za nim ja. Leniwie wstałam z łóżka, palcami przeczesałam swoje krótkie blond włosy, naciągnęłam nieco koszulkę. Uśmiechnęłam się.
            Conor zmienił szybko koszulkę, włożył niebieską bluzę i był gotowy.
            Wyszliśmy z pokoju, zeszliśmy na dół. W przedpokoju ubraliśmy kurtki, buty, czapki. Złapaliśmy się za ręce i wyszliśmy z domu.
            Spacerowaliśmy w ciszy. Oboje rozkoszowaliśmy się wczesnowiosenną aurą: świeciło słońce, śniegu było coraz mniej, powietrze stawało się coraz świeższe.
            - Vic? – spytał.
            - Tak? – spojrzałam na niego. Jego mina nie wyglądała jakby miał mi coś miłego do powiedzenia.
            - Wiesz, muszę jutro rano wrócić do Londynu – powiedział.
            No pięknie, znów to samo, pomyślałam. W sumie co ja sobie wyobrażałam? Że zostanie ze mną na zawsze? To nie jest jedna z Disney’owskich bajek.
            - Na ile? – zapytałam po chwili.
            - Nie wiem. Muszę dokończyć płytę, pomyśleć nad kolejnym singlem i załatwić parę spraw. Myślę, że zajmie mi to do miesiąca.
            Wciąż szliśmy.
            - Miesiąc… - powtórzyłam. Na miesiąc mam zostać sama jak palec. Genialnie.
            - Mam dla ciebie pewną propozycję – wyznał.
            - Jaką?
            Stanął przede mną, złapał moje obie dłonie, spojrzał mi  w oczy.
            - Jedź ze mną.
            - A mogę to przemyśleć? – spytałam. W zasadzie co tu do myślenia? Albo jadę albo nie.
            - Jutro rano o szóstej mam lot do Londynu – powiedział.
            Wyminęłam Conora i usiadłam na pobliskiej ławce. Podciągnęłam kolana pod samą brodę i usiłowałam podjąć racjonalną decyzję.
            Po chwili Conor usiadł obok mnie.
            - Nie mogę jechać z tobą – odparłam, wydychając powietrze.
            - Dlaczego? – spytał. – Nie chcę żebyś znowu została sama i wplątała się w jakieś nieciekawe towarzystwo.
            - Po prostu nie mogę. Zostanę tutaj i przeczekam ten miesiąc.

Piąty marca 2012 roku

            Byłam w drodze na lotnisko z Conorem. Siedzieliśmy w samochodzie, żadne z nas się nie odzywało. Męczyła mnie ta cisza. Wolałabym jakby gadał jakieś głupoty, byle nie katował mnie milczeniem. Wiem, że był na mnie zły za to, że nie chciałam z nim jechać.
           
            - Słuchaj, obiecaj mi, że przez ten miesiąc nie popełnisz żadnego głupstwa, nie pójdziesz do Stanley’a i nie zaczniesz ćpać, okej? – spytał, obejmując dłońmi moją twarz.
            Łzy napłynęły mi do oczu.
            Przytuliłam go z całej siły.
            - Obiecuję – odparłam.
            - Kocham cię, Vic – powiedział.
            - A ja ciebie, Conor – odpowiedziałam.
            Pocałował mnie. Długo i namiętnie, tak by starczyło mi na ten miesiąc.
            - No leć już, bo się spóźnisz – odparłam wbrew sobie. Nie chciałam by wyjeżdżał, ale przecież nie mogę mu zabrać jego szansy na karierę, na spełnienie swoich marzeń.
            - Zadzwonię! – krzyknął, odchodząc. Uśmiechał się smutno. Po chwili odwrócił się do mnie plecami i odszedł.

Czternasty marca 2012 roku

            Conor znów dzwonił. Przez dobre dziesięć minut wisieliśmy na telefonie. Opowiadał mi co u niego, żartował. Pytał się też co u mnie. Było mi ciężko bez niego, ale jakoś udawało mi się brać co dzień w garść, wstawać z łóżka i iść na zajęcia. Za dwa tygodnie Conor miał wrócić. Tylko tym żyłam. Każdego dnia odliczałam dni do jego powrotu.
            Chciałabym by już wrócił. By wsiadł w samolot i przyleciał do mnie. Ale wiedziałam, że to nie było racjonalne i możliwe.

Szesnasty marca 2012 roku

            Jak co rano wstałam, ogarnęłam się i wyszłam na zajęcia.
            Śnieg stopniał już na dobre. Słońce świeciło, ptaki cicho ćwierkały. Wszystko odradzało się na nowo. Nadchodząca wiosna nastrajała mnie optymistycznie.
            Do zajęć miałam jeszcze sporo czasu. Postanowiłam zrobić koło i pójść przez park.
            Szłam wolnym tempem. Wyjęłam z paczki papierosa, zapaliłam go, ale zanim przytknęłam go do swoich ust postanowiłam, że to będzie mój ostatni. Idzie wiosna – najwyższa pora rzucić ten nałóg. Porządnie zaciągnęłam się. Przysiadłam na ławce z kolanami pod brodą. Przymknęłam oczy.
            - Mogę? – zapytał ktoś.
            Od razu się zerwałam, zarzuciłam nogami i zaczęłam zachowywać się jak słoń w składzie porcelany.
            Spojrzałam na faceta, który pytał się mnie, czy może się dosiąść. Był nim… Stanley.
            - Jasne, ja i tak już muszę iść – odparłam i już chciałam odejść, ale ten złapał mnie za przegub i nawet nie myślał o tym, by pozwolić mi iść. – Muszę iść – powtórzyłam.
            - Jak będę chciał to pójdziesz – powiedział oschle.
            - Nie jestem twoją własnością, więc nie możesz mną rządzić! – uniosłam się. Zaczęłam się wyrywać, jednak Stanley z każdą chwilą coraz mocniej i boleśniej zaciskał palce na moim nadgarstku.
            - A właśnie, że jesteś. Pójdziesz ze mną – powiedział i pociągnął mnie w dobrze znaną mi stronę.
            Próbowałam stawiać opór i nawet krzyczeć, ale gdy tylko zaczęłam ten przyłożył mi dłoń do ust. Śmierdziała robionymi papierosami i trawką.
            Poddałam się.
           
            - Czego ode mnie chcesz?! – zapytałam, gdy rzucił mnie na sofę w Piwnicy.
            - Czegoś – odparł. Usiadł naprzeciwko mnie. Chwycił butelkę, w której była resztka wódki i wypił ją za jednym razem.
            - To znaczy? – spytałam.
            - Dowiesz się wieczorem – odparł tajemniczo. – Nie chcesz działki? – spytał, będąc nad wyraz miłym.
            - Nie dzięki – powiedziałam jadowitym głosem.
            - Myślę, że jednak chcesz.
            Przygotował dla mnie kreskę.
            - Powiedziałam, że nie chcę! – krzyknęłam.
            - Od teraz robisz to, co zechcę bez słowa sprzeciwu – wychrypiał.
            Zmusił mnie do wciągnięcia tej kreski. Jeszcze do niedawna trzymał mnie z dala od narkotyków, a dzisiaj mnie do nich zmuszał.
            Usiadł obok mnie i zaczął mnie całować. Dotykał mnie wszędzie, co nie podobało mi się. W głowie miałam Conora, który jak się o tym dowie to na pewno mi tego nie wybaczy. Czułam się podle. Po co ja szłam do tego parku? Nie mogłam iść prosto na uczelnię?!
            Nie musiałam długo czekać na to, aż Stanley zacznie się do mnie dobierać. Usiłowałam go odepchnąć od siebie, ale był zbyt silny. Nie chciałam się poddać. Nie chciałam się stać jego dziwką.
            - I dokładnie to samo będziesz robić od dzisiejszego wieczora – powiedział, gdy wyjął ze mnie swojego przebrzydłego penisa zanim by zdążył się „przypadkiem” spuścić.
            Zamarłam. 
_________________________
Ta-dam!
Podoba się?
Następny i tak pojawi się po Nowym Roku.
Dlatego też:
Życzę Wam zdrowych, Conorowych, spokojnych, wesołych i jakich-tam-jeszcze-chcecie świąt Bożego Narodzenia & Szczęśliwego Nowego Roku i udanego Sylwestra! :)

A teraz krótki spam:
Na: http://love-story-cody-simpson.blogspot.com/ jest nowy rozdział, a na: http://basia-wisniewska.blogspot.com/ nowy post. Zapraszam! 

Zdradzę Wam sekret: W kolejnych rozdziałach zacznie się dziać.
Bad news: Jeszcze 5rozdziałów i ... koniec. A to dlatego, że na płycie naszego Conora jest zaledwie 13piosenek łącznie z bonusową. 

Do napisania! xx

7 komentarzy:

  1. Nominuję cię do Liebster Awards. ; )) . wejdź do mnie na blog apo więcej informacji. ; ))

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie piszesz ! *___*
    znalazłam twojego bloga o Conorze i po przeczytaniu pierwsego rozdziału już się w nim zakochałam ♥

    ogólnie to fajne, że piszesz opowiadanie o nim, bo jest ich b.mało (niestety), I UWIELBIAM JE CZYTAĆ !

    mam nadzieje, że pomiędzy Vic, a Conor'em wszystko bd dobrze ;))

    z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ! błagam cię dodaj szybkooo <33333333333333

    p.s @_CantSayNo to jest mój TT, mogłabyś dać mi follow ? ja oczywiście dam follow back :) xx

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdzialik kochana :*
    z niecierpliwością czekam następny... ♥
    zresztą ty wiesz... i tak co chwila się bd pytac kiedy następny.. :p
    † ily †

    OdpowiedzUsuń
  4. jej... Co za szmaciarz! -.- Biedna Vic... Kochanie, czekam na następny! xx :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brak mi słów.... Serio!!! Jesteś neisamowita!!! Xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Twoje opowiadanie! *.*

    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na serio dobre :D http://distrustj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za KAŻDY komentarz!
Jeśli komentujesz jako Anonim, to podpisz się chociaż imieniem czy inicjałami, bo czasami chcę wiedzieć do kogo mam się odnieść w poście. :)