Rozdział piąty

Muzyka: Klik!

Siedemnasty lutego 2012 roku

            Po zajęciach na uczelni szybko wróciłam do domu. Odgrzałam sobie zupę, zjadłam ją, parząc sobie przy tym język. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, przebrałam się. Zrobiłam od nowa makijaż. Włożyłam czarną luźną czapkę, kurtkę, sznurowane buty workery, wokół szyi owijam szalik. Chwytam torbę i wyszłam z domu. Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam It's my life .
Szłam pewnym krokiem w stronę Piwnicy. Stanley czekał w umówionym miejscu. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się. Podszedł do mnie, przytulił, dał buziaka w policzek. Poszliśmy się przejść. Oboje o dziwo byliśmy trzeźwi. Dopiero później mieliśmy zamiar wrócić do Piwnicy i wypić trochę wódki czy piwa. Spacerowaliśmy w okolicach Piwnicy. Niewiele rozmawialiśmy. Nie mieliśmy wspólnych tematów, nic nas nie dzieliło. Nie byliśmy przeciwieństwami. Byliśmy po prostu różni.
Po paru kółkach zrobionych wokół Piwnicy usiedliśmy na zimnym murku przed nią. Siedzieliśmy w milczeniu, wpatrując się w drzewa, które były przed nami. Zerwał się chłodny wiatr, więc Stanley objął mnie ramieniem. Przysunęłam się bliżej niego. Naciągnęłam czapkę na uszy.
Ktoś szedł w naszą stronę.
- Kto to może być? – zapytałam.
- Nie wiem, wszyscy są już od dawna w Piwnicy. – Zrobił pauzę. – Może to jakiś włóczęga albo ktoś zabłądził – wzruszył ramionami. – Cała drżysz – zauważył. – Nie bój się.
Drżałam, bo rozpoznałam zarys zbliżającej się sylwetki. Osobę, do której należała poznałabym wszędzie. Do tego ten specyficzny sposób chodzenia.
Conor.
- Veronica! – krzyknął, gdy  był na tyle blisko, by móc mnie rozpoznać. Zaczął biec. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam, co mam robić. Przez moją twarz przemknął lekki uśmiech, ale zniknął równie szybko co się pojawił.
Podszedł do mnie i wykonał gest jakby chciał się przytulić na powitanie, ale zauważył obojętność z mojej strony i cofnął się.
Przyjrzałam mu się. Jego niebieskie oczy delikatnie błyszczały. Dwie iskierki tańczyły w nich taniec szczęścia. Ciągle pod okiem miał znamię. Full cap’ę miał jak zawsze ubraną na swój sposób: daszek zamiast być na prosto był ku górze. Włosy jak zwykle miał lekko postawione. Wyglądał jak dziecko tęczy: kolorowe buty, spodnie, koszulka, plecak. Żadnych szarości czy stonowanych barw. Oto Conor Maynard.
- Kto to? – zapytał Stanley.
- To… To… To Conor – wydukałam.
- Co ty tu robisz?! – uniósł się.
- A ty dlaczego przytulasz moją dziewczynę? –bronił się Conor. W jego oczach widziałam gniew i dezorientację. Sam nie wiedział co tu jest grane. Pewnie zastanawiał się co robiłam w takim miejscu i z takim chłopakiem.
- Chyba raczej byłą dziewczynę – zironizował Stanley. – Nawet nie wiesz, ile wycierpiała po tym jak ją rzuciłeś. – Wstał i podszedł do Conora, który zrobił dwa kroki w tył.
- Nie rzuciłem jej. Ja tylko… - zaciął się.
- Ja tylko co? – zakpił Stan. – Tylko postanowiłem na chwilę wyjechać, nie zastanawiając się, co się z nią stanie? Jak ona to przeżyje? – Pchnął lekko Conora. – Dam ci dobrą radę: nie pojawiaj się w jej życiu ponownie. Już dość się wycierpiała przez ciebie. Ledwo udało mi się pomóc. Była wrakiem po twoim odejściu. To mnie udało się poskładać ją od nowa. – Ton jego głosu ewidentnie świadczył o tym, że nie żartuje. Był śmiertelnie poważny.
- Nie chcę jej zostawiać – powiedział Conor, wyglądając zza Stanley’a. Patrzył mi w oczy. – Veronica, chcę ci wszystko wytłumaczyć. Wiem, że nie postąpiłem fair. Nie powinienem nic ci nie mówić. Ty pierwsza powinnaś o wszystkim się dowiedzieć, a nie jako ostatnia.
- Powiedziałem coś! Spieprzaj! – krzyknął Stanley. Pchnął mocno Conora, tak że lekko się zatoczył. Bałam się, że zaraz go pobije. Byłam roztrzęsiona.
- Veronica, ja…
- Skończ już, sukinsynu – warknął. – Pójdziesz sam czy mam ci pomóc?
- Poradzę sobie – odparł Conor wciąż patrząc na mnie. W jego oczach widziałam smutek. Miałam ochotę wstać, podejść do niego i przytulić go, ale jakimś cudem się powstrzymałam. Musiałam być przecież twarda.
Conor odwrócił się na pięcie i odszedł.
- I obyś już nie wracał! – krzyknął za nim Stanley. Przysiadł obok mnie. – Chodźmy do Piwnicy. Zimno jest.
_____________________
Krótki, ale za to lecę już pisać szóstkę, w której będzie się działo. :D Miało być inaczej, miało wiać grozą. No cóż... Później się rozkręcę. Tak jakoś w siódmym rozdziale. To nie będzie słodkie love story, o nie! 
Jeśli jeszcze w tym tygodniu chcecie 6rozdział to niech będzie ponad 5komentarzy. Kisses. 

8 komentarzy:

  1. cudo *.* kocham to opowiadanie :) no lec pisac następny rozdział... ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Megamegamega!
    Szybko dodawaj nowy rozdział!
    Czekam! *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie Conor!!! Trzymam za słowo, a teraz PISAĆ KOMY, BO CHCEMY ROZDZIAŁ!!!! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. JJJeee nn super czekamy na szóstkę ;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Nom spoko spoko :) ale pisz dłuższe ;d

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam twojego bloga *-* pisz dalej bo jestem ciekawa ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam <3

    Sama też piszę bloga, jakbyś ktoś był zainteresowany tu link:
    http://allilove10.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Płakaaaaaaaam >.<

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za KAŻDY komentarz!
Jeśli komentujesz jako Anonim, to podpisz się chociaż imieniem czy inicjałami, bo czasami chcę wiedzieć do kogo mam się odnieść w poście. :)